3 loty.

Warszawa! Pierwszy mój lot samolotem, 5h i 30 min w powietrzu. Przychodzące myśli przeróżne do głowy. Ciśnienie skacze! Masa telefonów! Panika! aaaaa!
Tak pierwszy lot był około 13:30 6 lutego 2014r. Trafiłem  dobrze, bo siedziałem przy oknie, tak jak chciałem. Nawet nie rezerwowałem sobie miejsc. Los szczęścia. Przy oknie? Jak to? Na pierwszy lot w życiu? Spoko. Okażę się czy nie mam lęku wysokości! :D
Jak to bywa w Polsce, wszystko musi się opóźniać. Czekaliśmy na jakiegoś pana który przybył na lotnisko 15 minut przed odlotem. Niby korki na Marszałkowskiej. No to zaczynamy odliczanie. 3.... 2.... 1.... Poszedł!!! I jak zobaczyłem jak zaczyna się unosić samolot, to od razu wiedziałem, że pokochałem latanie!   Obok mnie siedział jakiś chłopak z Wrocławia lub Poznania (nie pamiętam już) co leciał na wakacje z rodziną do Dubaju (burżuazja). Fajnie się z nim rozmawiało, były tematy. Gadaliśmy co gdzie leci itp. Wiecie o życiu. I naglę nadeszła pora na obiadek! Juhu! Bo byłem głodny jak nie wiem! I dostaje do wyboru menu i wybrałem, o coś takiego. 



Nie było takie straszne, tylko to że się nie najadłem... Po obiedzie już nie chciało się czytać, wiec korzystałem z atrakcji samolotu. Włączam film pierwszy lepszy i widzę to



Oczywiście masa filmów arabskich! Bez napisów angielskich. Spokojnie, dałem radę wziąłem książkę do ręki. Czas szybko zleciał. Prawie 6 godzin, nawet nie wiem kiedy.




Widok z samolotu :) 

No i zjawiłem się w Dubaju! Jakie to jest wielkie lotnisko! 3 wielkie terminale! Oczywiście Radek musiał się tam zgubić. Patrze, że muszę dostać się z 3 terminalu na 1. I tu nazrzuca się pytanie jak? No ok, znalazłem informacje, że trzeba iść to drogą to terminalu jakieś 25min (że co?). Idę... idę... i patrze już 15 min ok. To oznacza, że coraz bliżej. Idę dalej, a tu znowu pokazuje mi 25min. What?  No tak a to się dowiaduje, od jakieś pani, która widziała, że się zgubiłem. Mówi mi, że muszę się udać na drugie piętro, iść potem na środek terminalu, przejść kolejną bramkę odprawy, zjechać schodami do basement 1 i udać się na pociąg który zabierze mnie na terminal 1. Wow! Po drodze podziwiałem, jak wygląda te ogromne lotnisko. Gdy już znalazłem swój Gate, to jeszcze miałem 4 godziny do odlotu.  Wiec jak zobaczyłem krzesło-leżak to od razu na niego i nastawiłem budzik, kima! Złapałem komara i obudziłem się 30 min przed odlotem. Nawet nie zrobiłem dużo zdjęć w Dubaju na lotnisku. 


Dosłownie to jedno. W oddali widać mój Gate. 

To teraz mi się szczęście mi nie dopisało. Nie siedziałem przy oknie, tylko pomiędzy dwoma kolesiami (ehhh).  Jeden co miał chyba ADHD, a drugi spał całą podróż bo wziął tabletki na sen. Oczywiście musiał siedzieć przy wyjściu, czyli musiałem go budzić jak chciałem do łazienki. Nie było łatwo go obudzić. Stewardesa aż przychodziła do niego. Lot trwał 7 godzin i 20 min. Atrakcje? Już większe, bo lepszy samolot i już były normalne filmy do wyboru. Oglądałem War Z i kawałek Hobbita 1 część.  Celem był Singapur.  Po przybyciu co było dla mnie szokiem? Upał!!! 34 stopnie! Same przejście z samolotu na lotnisko,  było męczące ! Drugie co mnie zaszokowało to że wszędzie był dywan na lotnisku :D Jak chciałeś/aś to na boso można chodzić, tylko w łazienkach były kafelki. Nie było co się obawiać o stopy, bo było czysto. Siedząc w jednym miejscu przez godzinę zauważyłem, że ekipa 4 razy w tym miejscu odkurzała. Tutaj czułem się o wiele lepiej na tym lotnisku, bo wszystko ładnie było opisane. 






Napotkałem coś takiego jak " Drzewko Pamięci". Nie pamiętam dokładnej nazwy tego. Na czym polegało? Robiłeś sobie zdjęcie i było wyświetlane na ekranach tego drzewa. 


Tutaj jest pokazane w jaki sposób było można zrobić zdjęcie. Na żywo to o wiele lepiej wygląda niż na zdjęciu. 



Ja nie byłem gorszy i też zrobiłem. Czekałem chyba z 15 min, aż znalazłem siebie.


No i czas mi tutaj też strasznie szybko zleciał w oczekiwaniu na kolejny samolot do mojego celu. 
Więc udałem się pod mój Gate,  siedzę oczywiście z słuchawkami w uszach. Ludzi nic nie przybywa. Raczej odchodzą. W końcu podchodzi jakaś stewardesa do mnie z Qantas i mówi mi, że gate się zmienił. A to na drugim końcu lotniska. Super! :D Wiec uważajcie, nie słuchajcie muzyki, słuchajcie komunikatów. 



Oto mój samolot do Sydney. Podróż była ok, przespałem całą. Tylko byłem obudzony na śniadanie.  Lot był w nocy. Wiec do Sydney przybyłem wcześnie rano.  Lot odbył się spokojnie, też ponad 7 godzin. Znowu mi się udało siedzieć przy oknie. 



No i dotarłem do celu o 6:10, 8 lutego 2014 roku!



"Za dwadzieścia lat bar­dziej będziesz żałował te­go, cze­go nie zro­biłeś, niż te­go, co zro­biłeś. Więc od­wiąż li­ny, opuść bez­pie­czną przys­tań. Złap w żag­le po­myślne wiat­ry. Podróżuj, śnij, odkrywaj"








7 komentarzy:

  1. Robi się ciekawie. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpis świetny. Cytat na końcu też mnie urzekł - jeden z moich ulubionych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię teraz tak czytać cytaty o podróżach, po dają kopa pozytywnego.

      Usuń
  3. Co Cię nakłoniło do wylotu do Sydney?

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wpis, bardzo fajnie opisujesz!
    haha trafiłeś z tymi gostkami :D

    OdpowiedzUsuń